To moje motto po pierwszym miesiąc pobytu w Ghanie. Czas płynie tu niewiarygodnie szybko, mimo że „w Ghanie nic nie poGania nas”. Z tego założenia wychodzą mieszkańcy miasteczka Mankessim. Ja staram się zaadaptować do lokalnych zwyczajów, a z drugiej strony podążać według ustalonego wcześniej planu.
Na początku czekało na mnie trochę wyzwań. Wynajem mieszkania, zakup wyposażenia, nawet wizyta w szpitalu, wszędzie dobrze mieć kogoś, kto zna się na rzeczy, bo w przeciwnym razie cena dwa razy wyższa bądź długie oczekiwanie gwarantowane. Przez ostatnie cztery miesiące niewiele zmieniło się w Mankessim. Przechadzam się po tym samym przeludnionym bazarze, robiąc zakupy na pierwszy ghański posiłek i wydaje się, że jestem już tu swojakiem, że niewiele powinno mnie zaskoczyć. Wiem, że zaraz ktoś zawoła: O OBRONI-biała kobieta, wiem co odpowiedzieć, by nieźle ich zadziwić, wiem też, że przy każdych zakupach choćby nie wiem jak tanie były, trzeba trochę ponegocjować, bo ceny dla każdego są tu zróżnicowane. Wiem, że mieszkańców cieszą krótkie pogawędki, że nigdzie zbytnio im się nie śpieszy. To wszystko już wiem i tak bardzo chciałabym być już o krok naprzód, nie musieć udowadniać, że jestem tu nowa, ale najwyraźniej ma drogi na skróty, wszystko zaczyna się od nowa.
Edukacja zaczyna się w domu
Na ścianie przedszkola widnieją słowa N.Mandeli „Edukacja jest najpotężniejszą bronią, której można użyć, by zmienić świat”. Na wioskach najprostsze czynności mają często największe znaczenie. Myjemy ręce przed jedzeniem, jemy przy stole, nie na ziemi, nie ma znaczenie jak wiele masz, zawsze staraj się dzielić, podziękuj za to co otrzymałeś. Dopiero tu widzę, jak wiele ważnych lekcji wyniosłam z domu. Chciałabym, by nasze dzieci mogły kiedyś też mieć takie wspomnienia.
Nie jestem fanką statystyk, bo dopóki patrzy się na liczby nie widząc ludzi, to prawdą jest, że te numerki niewiele znaczą. Z początkiem września zaczęłam swoje działania w wiosce, poza pracą w przedszkolu pracuję też z kobietami. Robimy grupowe spotkania otwarte, odwiedzam je w domu. To zawsze niezła okazja do konfrontacji. Czasem ciężko opowiadać o swojej przeszłości, ale im więcej indywidualnych spotkań, tym więcej się dowiaduję. Wrzesień jest w wiosce miesiącem czekania. Mimo że szkoły już otwarte, to z jakichś powodów rodzice z nie posyłają do nich swoich dzieci. Często z powodów finansowych, ale mam wrażenie, że jeszcze częściej z braku świadomości. Więc w ostatnich tygodniach wcielam się w rolę edukatorki przekonując, że danie dzieciom szansy na lepszą przyszłość oznacza szczęśliwszy los dla rodziców.
Ponad 40% kobiet z mojej wioski w wieku między 30-50 lat nie miała szansy na ukończenie szkoły podstawowej. Większość z nich nie czyta i nie pisze. Czasem słucham, z czym się zmagają i zadaję sobie pytanie, dlaczego nikt im wcześniej nie powiedział, jak planować rodzinę, jak chronić się przed chorobami, jak dbać o higienę u dzieci, by przedwcześnie nie umierały, nie miały problemów zdrowotnych. W zasadzie nic dziwi, że nie rozumieją znaczenia edukacji, skoro same często nie miały szansy jej otrzymać.
By czegokolwiek nauczyć dzieci, należy równocześnie uświadamiać rodziców.
Projekt jest współfinansowany w ramach programu polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP w 2015 r.
Monika Kaczmarzyk
***