Podczas konferencji prasowej w siedzibie koszalińskiej Caritas bp Krzysztof Zadarko, przewodniczący zespołu KEP ds. migracji, zaprezentował projekt “Przywrócić nadzieję”.
– Zgłosili się do nas pracodawcy, którzy proponują zatrudnienie osobom przyjeżdżającym ze Wschodu. Chodzi o repatriantów oraz szerzej patrząc, Ukraińców, którzy już przebywają na polskim rynku pracy – powiedział bp Zadarko zaznaczając, że zaufanie, jakim cieszy się w Polsce Caritas, zaowocowała tym, że pracodawcy chcieliby, by stała się ona pośrednikiem w tej sprawie. Zaproponował, by rozważyć powstanie katolickich biur pośrednictwa pracy. – Polegałyby one na tym, że Kościół mógłby skorzystać ze swoich struktur, by doprowadzić do rozmów o pracę w atmosferze zaufania i otwartości oraz poszanowania godności pracownika i praw pracodawcy – wyjaśnił podstawy projektu “Przywrócić nadzieję”.
– Mamy już konkretne doświadczenia: zgłosili się do Caritasu pracodawcy, którzy zaoferowali miejsca pracy. W ośrodku w Rybakach koło Olsztyna doprowadziliśmy do spotkania pracodawców z ludźmi, którzy przyjechali z Donbasu. 10 osób, czyli 3 rodziny, zgodziły się przyjąć tę propozycję. Otrzymali bardzo dobrą propozycję płacy, po kilka tysięcy złotych na rękę. Poza tym otrzymali od pracodawcy mieszkanie wynajęte na 2 lata oraz zapewnienie opieki przedszkolnej i nauki w szkole, w tym, w jednym przypadku, prywatnej. W najbliższych dniach te rodziny opuszczą ośrodek w Rybakach i trafią do miejsc zatrudnienia – poinformował biskup, a dyrektor Caritas DKK, ks. Tomasz Roda podał, że trafią oni do diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, a dokładnie do Piły.
– Chcemy dać nadzieję, dać im, uciekinierom z terenów zagrożonych wojną i głodem, wymarzoną przyszłość. A zarazem jest to propozycja, aby zrealizować ważną w tym wypadku ideę: uszanować godność pracownika i pracodawcy. Ten program, mam nadzieję, że jest początkiem szerszego ruchu w Polsce i dalszych propozycji –kontynuował bp Zadarko.
W drugiej części wystąpienia poruszył kwestię uciekinierów z Bliskiego Wschodu.
– Za sprawą kontaktów z Caritasami w Libanie, Turcji, Syrii, Jordanii, od początku konfliktu bliskowschodniego, czyli od 2011 r., Caritas Polska przeznaczyła 2 mln dolarów, finansując mobilne kliniki, szpitale, opiekę lekarską i stomatologiczną, dożywianie (zwłaszcza dzieci w przedszkolach i szkołach) oraz szkolnictwo. To bardzo duży wkład i pokazuje, że jako Polacy nie jesteśmy obojętni na los uchodźców – powiedział biskup dziękując zarazem wszystkim darczyńcom.
– Teraz chcemy wyjść z kolejną propozycją. Chcemy poszukać w Polsce rodzin, które zechcą objąć patronatem rodziny w różnych państwach w Syrii i krajach ościennych, i pomogą im przetrwać tę wojnę – zaproponował bp Zadarko, powołując się na skuteczny wcześniejszy program Caritas pt. „Rodzina rodzinie”, za sprawą którego 10 tys. rodzin polskich słało paczki 10 tys. rodzin na Ukrainie. – Podobny program chcemy rozpocząć obecnie przy pomocy Caritas Syria, Caritas Liban, Caritas Jordania. Będziemy szukać ludzi w Polsce, którzy zdecydują się wpłacać określoną kwotę, za którą tam na miejscu będzie można zapewnić uchodźcom pomoc, przede wszystkim żywnościową, ale też wyposażając ich w najbardziej podstawowe rzeczy potrzebne do życia.
Biskup odniósł się także do problemów lokalowych uchodźców, którzy nie w obozach uchodźczych, ale w wynajętych od sąsiednich nacji mieszkaniach, garażach, pomieszczeniach, oczekują zakończenia wojny w swojej ojczyźnie. Np. w Libanie takie osoby stanowią 80 proc. uchodźców.
– Chcemy też wspomóc te 80 proc. uciekinierów, którzy żyją poza obozami. Przeciętne utrzymanie rodziny uchodźców syryjskich np. w Libanie wynosi tysiąc dolarów na miesiąc. Ich zasoby są już na wyczerpaniu. Agendy ONZ i obserwatorzy obecni tam, na miejscu, mówią zgodnie o tym, że zbliżamy się do katastrofy humanitarnej. Chcemy więc w pewien sposób, choćby minimalny, ulżyć tym ludziom, wspierając ich w opłatach za lokum, które wynajmują od Libańczyków lub Jordańczyków – powiedział biskup.
Dodał, że Caritas Polska przygląda się doświadczeniom włoskiej Caritas, która otwiera korytarze humanitarne. Ocenił jednak, że w Polsce jest na takie rozwiązanie za wcześnie, ponieważ jako kraj nie jesteśmy w stanie zagwarantować bezpieczeństwa żadnej ze stron: ani uchodźcom przybywającym w dużej liczbie, ani Polakom. – Nie możemy otwierać serca bez podjęcia najwyższych środków ostrożności, by nie narazić siebie i innych na niebezpieczeństwo. Kwestia korytarzy jest jednak nieustannie analizowana, ale tu konieczne jest zaangażowanie struktur państwowych – wyjaśnił.
Tekst i zdjęcie: Katarzyna Matejek