Zaprzestanie pomocy w Syrii byłoby dla mieszkańców ogromną tragedią. Nawet pracujący Syryjczycy mają problem, by dotrwać do końca miesiąca – opowiada nam s. Brygida, franciszkanka pracująca w Aleppo. W trakcie odwiedzin w Caritas Polska podzieliła się doświadczeniami życia w Syrii i bezpośredniego kontaktu z osobami otrzymującymi pomoc w ramach programu „Rodzina Rodzinie”. Oprócz pomocy finansowej tym razem przekaże Syryjczykom także dowody solidarności od Polaków w postaci specjalnych pocztówek.
S. Brygida Maniurka ze zgromadzenia franciszkanek Misjonarek Maryi posługuje na co dzień w Aleppo zmagającym się ze skutkami wojny. Jako naoczny świadek opowiedziała nam jak wygląda życie przeciętnego Syryjczyka. Na koniec tej ważnej rozmowy otrzymała specjalne kartki z pozdrowieniami i słowami otuchy dla mieszkańców Syrii napisane w ich ojczystym języku – arabskim oraz angielskim. Przygotowali je własnoręcznie uczestnicy Slot Art Festival, który odbył się w połowie lipca w Lubiążu.
Jak wygląda dzisiaj sytuacja w Aleppo?
W centrum Aleppo jest już relatywny spokój. Ale w okolicy, w obrębie województwa wojna jeszcze trwa. Odgłosy samochodów i życia w mieście zagłuszają odgłosy walk, ale czasem w nocy nie możemy spać przez wybuchy i spadające pociski. Jedna z naszych sióstr prowadzi pracownię dla kobiet – chrześcijanek i muzułmanek – gdzie uczą się prac ręcznych, szydełkowania, robienia na drutach. Niektóre z nich, które mieszkają na obrzeżach miasta, mają czasem problem z dotarciem na zajęcia z powodu toczących się walk.
Jak wygląda życie codzienne przeciętnego Syryjczyka po wstaniu z łóżka?
Czasem całą noc nie śpi. Znajomy lekarz ze szpitala na obrzeżach opowiadał jak ponad tydzień temu słychać było przez całą noc spadające pociski. Przywieziono do niego ranne dziecko. Cała jego rodzina spała w domu, a w trakcie ataku zginęła. Tylko to dziecko ocalało. Jego znajomy, też lekarz, również uciekał z atakowanych domów, ale jemu nie udało mu się ocalić. Cały czas przywozi się rannych żołnierzy i tych, którzy już zginęli. Nie można powiedzieć, że wojna już się skończyła. Wciąż mamy tylko jedną drogę dojazdową do Aleppo, pozostałe są oblężone. Ludzie na przedmieściach żyją w atmosferze wojny. W dzielnicach, gdzie mieszkamy jest spokój… ale nie ma pracy. Ludzie mówią: „Wojna się skończyła, trzeba wrócić i pracować” – ale nie ma żadnych zakładów pracy. Nikt nie chce tutaj inwestować. Działają jedynie małe sklepiki, na miarę możliwości.
W przygotowanym przez Caritas Polska Raporcie o sytuacji w Syrii czytamy, że ponad 8 mln mieszkańców nie ma dostępu do pomocy humanitarnej. Co to oznacza w praktyce?
Wiele dużych organizacji charytatywnych wycofuje się z pomocy w Syrii. Dla ludzi to wielki cios. Nawet dla tych, którzy pracują wszystko jest tak drogie, że nie starcza im, by przeżyć do końca miesiąca. Znam małżeństwo – nauczyciele z dwójką dzieci – którzy mówią, że gdyby nie ta pomoc Kościoła, nie mogliby zapewnić sobie wyżywienia. Poza tym bardzo rzadko w rodzinach po 8 latach wojny wszyscy są zdrowi – cierpią na serce, nadciśnienie, cukrzycę związane ze stresem czy niedożywianiem.
Jak wiele znaczy program „Rodzina Rodzinie” dla mieszkańców Syrii? Jak wyglądałoby ich życie, gdyby go zabrakło?
Byłaby to tragedia dla ludzi z Aleppo. To bardzo wielka pomoc dla każdej rodziny. Czują ogromną wdzięczność, zdają sobie też sprawę, że to konkretne polskie rodziny, które sobie czegoś odmówiły, aby ich wspomóc. Co miesiąc, gdy ta pomoc jest rozdawana, modlimy się za ofiarodawców. W parafii rzymskokatolickiej, gdzie posługuję, ludzie bardzo często przychodzą i mówią, że się modlą za polskie rodziny, bo wiedzą, że Polska nie należy do bogatych krajów. Czasem nawet ludzie na ulicy, którzy mnie nie znają, gdy dowiadują się skąd jestem, dziękują za wszelką pomoc od mieszkańców Polski.
Nie możemy przerwać tej pomocy?
Wszyscy się modlimy, by wojna się skończyła i by ludność syryjska nie potrzebowała pomocy. Przed wojną nie potrzebowali jej, zarabiali sami na godne, skromne życie i wykształcenie dzieci. Teraz jednak wciąż potrzeba takiej pomocy.