Kiedy odwiedziliśmy państwa Aramian w ich domu, syn pani Anahid – Ara odzywał się rzadko albo wcale. Jego skulona postać i dręczące milczenie przemawiały głośniej niż krzyk króla Dawida w Psalmie 13: „Jak długo, Panie, całkiem o mnie nie będziesz pamiętał? Dokąd kryć będziesz przede mną oblicze? Dokąd w mej duszy będę przeżywał wahania, a w moim sercu codzienną zgryzotę?”. (Ps 13, 2-3)
Każdy szczegół tej historii jest przerażający. Ara pamięta dokładnie każdą chwilę tego feralnego dnia. W jego głowie wciąż są dźwięki, zapach i ból tamtego dnia, który zmienił jego życie na zawsze, a którego nie da się już wymazać z jego pamięci.
Był rok 2016. 18-letni Ara wychodził z minimarketu, w którym latem dorabiał. Właśnie wtedy pocisk uderzył dokładnie w tamten sklep. Przerażająca eksplozja zasnuła niebo ciemnością i zapachem śmierci, dusiła każdego, kto był w okolicy. Kiedy popiół zaczął opadać, Ara jako pierwszego dostrzegł małego chłopca Armana. Leżał obok swojej siostry Mireille, a jego brzuch krwawił. Wokół wszystko płonęło, Ara desperacko próbował wstać, otrząsnąć się z żaru i oddalić z miejsca zdarzenia. Dopiero wtedy zauważył, że… stracił obie nogi. Czuł jedynie uda, czuł nawet wibracje telefonu w kieszeni. To dzwoniła jego mama, jakby na odległość czująca, że z jej synem dzieje się coś niedobrego…
Głęboka cisza trwała pół godziny. Kilku mężczyzn wydostało się z pobliskiego budynku i zaniosło Arę oraz pozostałych rannych do szpitala. Troje z nich już nie żyło, czwarta osoba zmarła w szpitalu. Przeżył tylko Ara. Chociaż lekarzom udało się zatrzymać krwawienie, nic więcej nie można było zrobić. Ara stracił obie nogi – jedną powyżej kostki, drugą powyżej kolana. Następne osiem miesięcy spędził w szpitalach, przechodząc kolejne operacje, przeszczepy skóry i wiele frustrujących prób dopasowania protez. Utknął w błędnym kole gniewu i żalu, negował rzeczywistość.
Dramat Ary przeszył bólem serce jego matki Anahid. 53-letnia kobieta już i tak miała wiele zmartwień. Zmęczona po wielu latach ciężkiej pracy w zawodzie krawcowej, odpowiedzialna jest za utrzymanie sześcioosobowej rodziny. Jej mąż, ojciec Ary, kilka lat temu przeszedł udar mózgu. Od 9 lat jest niezdolny do pracy.
– Do Aleppo przyjechaliśmy z Tel-Abiad – mówi Anahid. – Ara i Adrak, jego brat bliźniak, byli wtedy w ósmej klasie. Nasze córki Alina i Heghineh udzielały prywatnych korepetycji, aby pomóc nam finansowo. Przyjechaliśmy do Aleppo, by dać naszym dzieciom szansę studiowania na uniwersytecie. Nigdy nie wyobrażaliśmy sobie, że ta decyzja będzie nas tak wiele kosztować…
Siłę daje Anahid jej rodzina. 28-letnia Alina jest nauczycielką języka arabskiego w małym miasteczku oddalonym o trzy godziny drogi od Aleppo. 26-letnia Heghineh pracuje na uniwersytecie, a Adrak studiuje dwa kierunki – informatykę i język francuski. Dramat ich brata dał im dodatkową motywację, by walczyć i zapewnić rodzinie byt. Jednak nie wszystko leży w zasięgu ich możliwości. Smutek Ary oraz jego skreślone marzenia rozdzierają ich serca na strzępy. Minęły już trzy lata, odkąd życie Ary zmieniło się o 180 stopni, a jego wola życia i nadzieje zostały pogrzebane. Bez względu na to, jak bardzo próbują go pocieszyć, są bezradni wobec jego niepełnosprawności. Pamiętają jego energię i ambicje. Studiował, miał plany. Teraz uwięziony jest w swoim pokoju.
Z rodziną Ary mieszka również 90-letnia babcia Verginne. Po latach musiała opuścić swój dom w Ras Al-Ayn, w północnej Syrii. Była tam jedną z 35 ostatnich rodzin chrześcijańskich. Dopiero w Aleppo dowiedziała się o dramacie swojego wnuczka. Dzisiaj Verginne i reszta rodziny nie mogą znieść widoku Ary, który na ich oczach traci chęć do życia. Wiedzą, jak wiele Ara miał do zaproponowania światu, podczas gdy dziś jego świat nie wykracza poza granice materaca, na którym spędza długie godziny każdego dnia. Pomimo smutku chłopak stara się nie być dla rodziny ciężarem, choć nie jest mu łatwo.
– Mam dość siedzenia tutaj. Próbuję dostrzec światło na końcu tunelu, ale wiem, że nawet jeśli je zobaczę, nie będę w stanie do niego podejść – mówi. Rodzina Ary jest jedną z kilku tysięcy rodzin korzystających z programu Rodzina Rodzinie. I choć zmartwienia rodziny są ogromne, otrzymywana pomoc jest dla nich comiesięczną ulgą w troskach o zaspokojenie najbardziej podstawowych potrzeb. Możesz pomóc rodzinie takiej jak ta deklarując wsparcie na stronie https://rodzinarodzinie.caritas.pl/.