Tysiące ludzi stanęły u bram Europy i nie mogą już wrócić do swych domów w krajach ogarniętych wojną, bądź zmagających się z biedą i głodem. Ich sytuację na greckich wyspach Samos i Lesbos badała delegacja z udziałem bp. Krzysztofa Zadarki, przewodniczącego Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek oraz Jarosława Bittela, zastępcy dyrektora Caritas Polska. Wybuch epidemii wśród uchodźców koczujących na unijnej granicy może się przeobrazić w kryzys humanitarny na niespotykaną skalę.
Hotspot jest miejscem, gdzie rejestruje się migrantów i uchodźców, którzy docierają na wyspy greckie. Są oni tu przesłuchiwani, przygotowuje się dla nich dokumenty i ustala się, czy mogą podróżować dalej, czy muszą przebywać przez pewien czas na miejscu, czy też mają zostać deportowani. To miejsce tymczasowego pobytu, jednak pobyt tutaj może się przedłużać do kilku miesięcy. Sytuacja osoby, która stara się o status uchodźcy, jest badana przez odpowiednie służby, które podejmują decyzję, czy wnioskodawca może zostać wpuszczony na teren Unii Europejskiej, czy nie.
– W trakcie naszej wizyty w obozie byliśmy zaczepiani przez mieszkańców. Brano nas za pracowników administracji obozu i przeważnie nowi przybysze zgłaszali nam swoje uwagi dotyczące trudnych warunków, w których przyszło im żyć. Generalnie ludzie chcą jechać dalej, ich marzeniem jest dotarcie do krajów Europy Zachodniej, bo większość osób, które znajdują się w hotspotach, ma krewnych lub znajomych w Europie. W sposób legalny nie mogli połączyć się z rodzinami, dlatego wybrali nielegalną drogę, aby dostać się do swoich bliskich – mówi Jarosław Bittel, zastępca dyrektora Caritas Polska.
Chłód, brud i szczury
Hotspot w Samos został zaplanowany na 800 osób, ale na jego terenie żyje przeszło dwa razy więcej ludzi. Wokół niego powstały obozowiska, gdzie mieszka kolejne 5 tysięcy osób. Wszyscy tworzą 7-tysięczną społeczność, żyjącą w prymitywnych warunkach, najczęściej w samodzielnie konstruowanych namiotach lub namiotach turystycznych. Obecnie na wyspach greckich w nocy temperatura spada poniżej 10 stopni Celsjusza. Jest bardzo zimno, warunki sanitarne są dramatyczne, nie ma odpowiedniej liczby toalet. Niewystarczający jest dostęp do wody, jej ujęcia nie znajdują się we wszystkich punktach obozu. Rzucają się w oczy sterty śmieci, pleniące się robactwo, niebezpieczne węże suną wokół namiotów, szczury niejednokrotnie atakują ludzi – wszystko to stanowi zagrożenie dla zdrowia mieszkańców obozów.
Caritas pomaga
Caritas Polska prowadzi akcje pomocowe w obozach dla uchodźców już od 2018 roku. Współpracuje w tym zakresie z katolickimi parafiami na Samos i Lesbos, dostarczając za ich pośrednictwem głównie żywność i odzież dla uchodźców. W parafii można też naładować telefon, czy skorzystać z bezpłatnego Wi-Fi, aby porozmawiać z rodziną. Na miejscu działają punkty medyczne prowadzone przez Lekarzy Bez Granic. Polska pomoc jest udzielana w sposób dyskretny ale skuteczny. Możliwe, że akcja zostanie rozszerzona o współpracę z grecką Caritas.
– Brak miejsca w przepełnionych obozach powoduje napięcia. W najgorszej sytuacji są obecnie dzieci i samotne matki. Najbardziej potrzebne są środki czystości na terenach okalających hotspoty, w obozach składających się z namiotów, skleconych naprędce z folii i drewna. Potrzebny jest znak solidarności z tymi, którzy stanęli u bram Europy, którzy wiedzą, że nie ma drogi powrotnej, ale widzą też, że bramy są dla nich zamknięte. Potrzebujemy znaku solidarności, nie tylko ludzkiej, ale również ewangeliczno-kościelnej, która powinna być już sformułowana – podkreśla bp Krzysztof Zadarko.
Powstrzymać zagrożenie
Nie ma obecnie szczegółowych danych na temat rozprzestrzeniania się koronawirusa w obozach. Pierwszy przypadek COVID-19 zdiagnozowano na wyspie Lesbos w poniedziałek 9 marca. Problemem jest brak specjalistów do prowadzenia diagnostyki w tym zakresie, a do szybkiego rozprzestrzeniania się choroby może doprowadzić brak materiałów sanitarnych, lekarstw oraz testów. Prognozy są pesymistyczne. Tłumy ludzi są zamknięte na małych obszarach. Uchodźcy są osłabieni, niedożywieni i podatni na zakażenia. Nie ma żadnych możliwości odbycia kwarantanny i izolacji chorych. Sytuacja może stać się bardziej dramatyczna niż w dzisiejszym epicentrum choroby w północnej Italii. Migranci stanowią dzisiaj grupę najbardziej zagrożonych nową epidemią, przy czym te informacje nie są szeroko nagłaśniane przez media. Z czasem może się to zmienić, warto jednak stawić czoła problemowi zanim obozy dla uchodźców zamienią się w kolejne ogniska epidemii.