W tym roku wolontariat Caritas Polska zyskał nową siedzibę, a tym samym większy potencjał do działania. O tym, co się już wydarzyło w Centrum Wolontariatu przy ul. Chłodnej, i o planach na najbliższą przyszłość opowiadają Kinga Kowalewska, specjalistka do spraw wolontariatu i Hubert Kasprzak, koordynator wolontariuszy.
To miejsce jest niezwykłe – przestrzeń, urok industrialnej architektury i kanapy z poduszkami. Na pewno inspiruje, ale czy pozwala pracować?
Kinga Kowalewska: Tak! Tu przychodzą nam do głowy najlepsze pomysły. Jest tu świetna atmosfera i taka ma być, bo każdy ma się tu czuć dobrze.
Każdy, czyli ci, którym pomagacie?
K.K.: Nie tylko, bo tu co tydzień spotykamy się z grupami wolontariuszy, z którymi opracowujemy działania na kolejne tygodnie, rozmawiamy o tym, co się wydarzyło, o problemach, które się pojawiają, a także o wsparciu, jakiego potrzebują do swoich działań. Ja jestem odpowiedzialna m.in. za działania skierowane do osób przebywających w ośrodku otwartym dla uchodźców i migrantów w Lininie. Tu organizujemy dla nich wydarzenia i spotkania integracyjne, które odbywają się przynajmniej dwa razy w miesiącu – są to wycieczki, warsztaty, zwiedzanie muzeów itp. Na przykład w czerwcu zorganizowaliśmy grę terenową z okazji Światowego Dnia Uchodźcy. To takie działania, które pozwalają tym ludziom na integrację, by kiedyś mogli wyjść z ośrodka. Mamy też działania dla uchodźców z Ukrainy, w które zaangażowany jest Hubert.
Hubert Kasprzak: Koordynuję grupę wolontariuszy, która pomaga uchodźcom z Ukrainy. Jest to grupa, która po wybuchu wojny pomagała w punkcie dla dzieci przy Dworcu Wschodnim w Warszawie. Teraz organizujemy akcje cykliczne u nas na miejscu, ale też wspieramy działania naszego Centrum dla Migrantów i Uchodźców przy ulicy Towarowej, gdzie jest sala dla dzieci. Kiedy jest taka potrzeba, nasi wolontariusze opiekują się dziećmi i organizują dla nich zabawy. Tutaj staramy się robić cykliczne akcje, na które zapraszamy m.in. uchodźców z Ukrainy mieszkających w Warszawie lub okolicach. Wspólnie spędzamy z nimi czas – np. w maju mieliśmy wstawę „Bliskość” autorstwa Pauliny Gołoś, której częścią były warsztaty z wyplatania dywanu, w co zaangażowali się wolontariusze razem z mamami i dziećmi z Ukrainy. Z kolei z okazji Dnia Matki robiliśmy z dziećmi prezenty dla mam. Dzięki otrzymanej dotacji od Fundacji KGHM Polska Miedź współpracuje z nami pani psycholog pochodząca z Ukrainy. W Centrum Wolontariatu i Centrum Migrantów udziela pomocy psychologicznej uchodźcom wojennym z Ukrainy, prowadzi zajęcia terapeutyczne dla dzieci oraz udziela wsparcia psychologicznego wolontariuszom.
K.K.: Mieliśmy też cykl wakacyjnych spotkań warsztatowo-integracyjnych dla dzieci i młodzieży z Ukrainy i z Polski. W czasie jednego z nich odbyła się gra integracyjna „Mafia”, która zagwarantowała dużą dawkę pozytywnych emocji. Była też projekcja filmu „Miś Paddington”, w którym dzieci mogły odnaleźć swoją historię. Po projekcji, odnosząc się do tego, co przeżywał miś w czasie swoich podróży, rozmawialiśmy z dziećmi na temat tego, jak one się u nas odnajdują.
H.K.: Poprzez ten film chcieliśmy dzieciom pokazać, że jest nadzieja. Mimo że uciekają przed tragedią, to mogą w świecie odnaleźć miejsce dla siebie, rodzinę, która się zaopiekuje ich rodziną, że znajdą dom.
Spędzacie z tymi dziećmi sporo czasu; z jakimi problemami najczęściej się mierzą?
H.K.: Myślę, że po pierwsze to bariera językowa, a po drugie to brak integracji i aktywności, bo niestety część z tych dzieci nie chodzi do szkoły.
K.K.: Trzeba też pamiętać, że one potraciły kontakty ze swoimi przyjaciółmi i znajomymi, nie wiedzą, co dzieje się z ich dziadkami i ojcami. Bardzo przeżywają też to, że na Ukrainie zostały ich zwierzątka, bo większość rodziców nie zabierała ich ze sobą. Tam dzieci zostawiły całe swoje życie. Tu są zazwyczaj tylko z matkami.
Skąd uchodźcy wiedzą, że tu mogą spędzić czas angażując się w różne aktywności? Jak do nich docieracie?
K.K.: Drogi są dwie. Jedna to ośrodek w Lininie, gdzie przebywają głównie uchodźcy z Bliskiego Wschodu, którzy trafiają do Polski przez granicę z Białorusią, i Czeczeńcy, którzy mają problem z uzyskaniem statusu uchodźcy. Czeczeńcy bardzo długo mieszkają w ośrodku i trzeba ich wyciągnąć z marazmu oraz zadbać o to, by ich dzieci zintegrowały się ze środowiskiem. Dzieci co prawda chodzą do szkoły, ale odwożone są do niej busem i zaraz po zajęciach przywożone. Wolontariusze są tak naprawdę jedynymi osobami spoza ośrodka, z którymi ci ludzie mają kontakt. Natomiast jeżeli chodzi o grupę z Ukrainy, to te osoby trafiają do nas poprzez nasze Centrum Migrantów i Uchodźców przy ulicy Towarowej.
H.K.: Przez Centrum przewija się bardzo dużo uchodźców. Jeśli coś organizujemy, to zgłaszamy w Centrum i każdy, kto chce, może przyjść. Ale też mamy taką stałą grupę, z którą jesteśmy w ciągłym kontakcie. Te osoby uczestniczyły w pierwszym naszym wydarzeniu, kiedy odwiedziły nas finalistki konkursu Miss Polonia, i od tamtej pory stale biorą udział w organizowanych przez nas atrakcjach.
K.K.: Uchodźcy i migranci z Linina też pojawiają się na naszych wydarzeniach, problem jest tylko taki, że trzeba ich do nas przywieźć, bo mieliby problem z dojazdem. Co tydzień coś się u nas dzieje. Mamy cotygodniowe spotkania dla uchodźców i osobne cotygodniowe spotkania dla wolontariuszy. Te dla wolontariuszy odbywają się zawsze według określonego planu – jest formacja, rozmowy warsztatowe i spotkania integracyjne, bo wolontariusze też się ze sobą integrują, przyjaźnią i lubią przebywać ze sobą. Czują się ze sobą związani.
Ilu jest wolontariuszy przychodzących na spotkania i wydarzenia przy Chłodnej?
K.K.: To są różne grupy, np. grupa, która jeździ do Linina, liczy 10 osób. Mamy też wolontariuszy akcyjnych, którzy angażują się głównie do dużych akcji – zbiórek „Tak! Pomagam”, zbiórek świątecznych, pakowania paczek. Ta grupa liczy ok. 20 osób i też jest świetna.
H.K.: Jest też grupa, która utworzyła się w związku z działaniami dla uchodźców ukraińskich na Dworcu Zachodnim i również liczy około 20 osób. To głównie ludzie dorośli, wśród których są nawet dziadkowie. To niesamowite, że oni godzą pracę i obowiązki domowe z wolontariatem. Ta grupa pokazuje, że wolontariat jest nie tylko dla młodych.
K.K.: Moja grupa działająca w Lininie to głównie ludzie młodzi, od 20 do 35 roku życia. Ale też ludzie mieszkający w ośrodku to specyficzna grupa – to m.in. Afgańczycy, którzy szybko opuszczają ośrodek, bo szybko zyskują status uchodźcy, oraz Czeczeńcy, którzy się w ośrodku zasiedzieli. Są tu tak długo, że nawet niektóre z ich dzieci się tu urodziły.
Czy to prawda, że niektórzy z tych Czeczeńców zostali wolontariuszami?
K.K.: Tak, to są młodzi chłopcy. Pomysł, by zaangażować w wolontariat ludzi, którzy wchodzą w dorosłość, narodził się z rozmów z Jezuickim Centrum Społecznym, z którym współpracujemy w Lininie. Dzięki temu zaangażowaniu, ci wolontariusze przekonali się, że nie są tylko tymi, którzy biorą, ale mogą też dać coś społeczeństwu. Dwóch z tych chłopców trafiło na granicę z Ukrainą i Hubert był ich koordynatorem.
H.K.: To było bardzo ciekawe i ważne doświadczenie – oto dwóch młodych ludzi z Czeczenii pomaga ludziom z Ukrainy, a wiadomo przecież, że stosunki polityczne między tymi państwami są napięte. Byłem pod ogromnym wrażeniem ich zaangażowania. Okazali się bardzo pomocni także z tego względu, że znają język rosyjski, więc bez problemu dogadywali się z ludźmi z Ukrainy.
Czy młodzi ludzie czują potrzebę wyjścia z ośrodka?
K.K.: Tak, ale ich rodzice nie mają pozwolenia na pracę, bo nie są uchodźcami. Choć zapewne ta sytuacja się zmieni, bo gdyby teraz wrócili do Czeczenii, to natychmiast zostaliby wcieleni do służby wojskowej. Na razie jedynym wyjściem z tej sytuacji jest uzyskanie zgody na pobyt humanitarny, związany z tym, że dzieci chodzą do polskich szkół, zintegrowały się z polskimi dziećmi i uczą się języka polskiego, więc odesłanie ich do Czeczenii byłoby ze szkodą dla nich. Problemem jest to, że urzędnik oceniający rodzinę, zwykle widzi, że dziecko jednak słabo mówi po polsku i nie jest zbytnio zintegrowane z rówieśnikami, więc nie znajduje przesłanek do tego, by rodzina uzyskała prawo do stałego pobytu w Polsce. Tak więc nasze zaangażowanie w pracę z tymi dziećmi to jest dla nich szansa. A one są naprawdę fantastyczne. Wystarczy wydobyć z nich to, co najlepsze, i dać nadzieję. Wśród nich są dzieci bardzo utalentowane, mamy tu na przykład dziewczynkę świetną z matematyki i fizyki. Nasza kilkumiesięczna praca i działania wolontariuszy z JCS, którzy udzielają dzieciom korepetycji na miejscu, dają efekty. Mamy już sygnały z ośrodka, że dzieci zmieniają się i coraz lepiej mówią po polsku. Czeczeni są bardzo otwarci i serdeczni, więc podbili nasze serca.
Inni obcokrajowcy szukający w Polsce schronienia też angażują się w wolontariat?
K.K.: Afgańczycy, którzy trafiają do ośrodka, szybko z niego wychodzą, ale mamy kontakt z grupą, która już się usamodzielniła. Chcemy ich uczyć pomagania, żeby czuli się potrzebni. Tak jak uchodźcy z Ukrainy, którzy są wolontariuszami w Centrum Migrantów i Uchodźców. Tych ludzi nie można wciskać wyłącznie w rolę ofiar, ale trzeba dawać im poczucie, że mogą coś dać od siebie.
Tak naprawdę wolontariusze Caritas są rozrzuceni po całej Polsce. Czy czujecie, że tworzycie miejsce, które spina ten wolontariat?
K.K.: Na pewno jest to miejsce, gdzie powstają modelowe praktyki, które mogą być inspiracją dla wolontariuszy w całej Polsce. W ubiegłym roku wiodącym tematem formacyjnym była ekologia integralna związana z projektem Caritas Laudato Si. W tym roku takim tematem jest pomoc uchodźcom. Wiemy, że musimy tworzyć modelowe działania, mające na celu integrowanie tych ludzi ze społeczeństwem. Jeśli stworzymy dobre modele integracji, to będzie można je powielać w całej Polsce. Ale pomoc uchodźcom to nie jedyne zadanie dla wolontariatu. Realizujemy też różne działania dla seniorów. To coraz szersza grupa w naszym kraju, którą chcemy jak najlepiej wspierać. W planach mamy też działania skierowane do polskich dzieci oraz do młodzieży, których problemy tak bardzo obnażyła pandemia.
Może warto zachęcić młodych do wolontariatu? Takie uzdrawianie przez dawanie?
K.K.: Myślę, że tak, bo wolontariat jest sposobem na nawiązywanie dobrych relacji, na znalezienie się w środowisku wspierającym. Jest też drogą do wyjścia z kryzysu.
Rozmawiała Justyna Składowska
Zdjęcia Julia Andruszko, Maurycy Pieńkowski