Lubię powroty. Myśląc o powrocie do Ghany, miałam ciarki na plecach. Wracam do tego, co już znam, za czym tęskniłam i co kocham. Powroty mają w sobie tyle samo niepewności, co nowe podróże. Nieustanne pytania o to, co mnie czeka na miejscu i jakie zmiany zastanę. Tym razem powrót był nieco łatwiejszy, bo na miejscu mam już grupę przyjaciół, którzy pomogli mi zorganizować się na nowo. To Mabel, Abigail i Seth. Poznałam ich podczas mojego ostatniego pobytu w Ghanie. Dzięki ich pomocy, komunikacja w lokalnym języku i samotny pobyt w Mankessim wydaje się być dużo prostszy.
Home, sweet home!
Pierwsze tygodnie minęły na urządzaniu się. Wynajem mieszkania, zwłaszcza w małym miasteczku, to nie lada wyzwanie. Gołe ściany, pusty pokój, a na czymś trzeba położyć głowę, gdzieś ugotować, na czymś usiąść. Szybko porzuciłam moje marzenia o estetyce i dopieszczaniu szczegółów, gdy przyszło stoczyć pierwsze walki ze stadem mrówek, pająkami i kurzem, o wilgoci nie wspominając. Proste rozwiązania okazały się najskuteczniejsze. Dzięki bezcennej pomocy moich znajomych już po kilku dniach mogliśmy wspólnie zjeść pierwszy posiłek.
O dziwo, mieszkańcy mojego miasteczka nie zapomnieli o dawno niewidzianej obroni (z jęz. fante – biała kobieta). Zaraz po przylocie, kiedy spacerowałam ulicami miasteczka, czułam się jakbym w ogóle stąd nie wyjeżdżała.
– Madame Efua (to moje imię w lokalnym języku) dawno cię nie widziałam, gdzie się podziewałaś? – zapytała kobieta, u której zawsze zatrzymywałam się na małe pogaduchy.
I tak droga, która zazwyczaj zajmuje 30 minut trwała prawie godzinę. Wciąż mam tu swoją Panią, u której kupuję chleb, warzywa i owoce. Przypomniałam sobie też lekcje z rachunków, bo cena dla obroni jest zawsze o połowę wyższa, więc gdy trzeba, to się targuję. Czuję się prawie jak w domu, z tą tylko drobną różnicą, że ten świat jest troszkę inny. Akwaaba Ghana – Witaj w Ghanie, witaj w domu!
Na co dzień w przedszkolu gromadzi się około 50-80 dzieci między 2. a 5. rokiem życia. Większość z nich uczy się alfabetu i liczb. Brakuje jednak podstawowych przyborów szkolnych, żeby pisać i czytać. Wiele z dzieciaków potrzebuje też indywidualnego wsparcia, zainteresowania, czasem przytulenia. Na jedną klasę, w której jest około 30-40 małych uczniów przypada dwoje nauczycieli. Biorąc pod uwagę potrzeby tych dzieci, to wciąż mało, więc dodatkowe wparcie jest na wagę złota.
Nauczyciele powitali mnie z nieukrywanym entuzjazmem. Wspólnie uzgodniliśmy, że do czasu rozpoczęcia nowego roku szkolnego zorganizujemy półkolonie dla dzieci z wioski. Niewiele z nich zaznało kiedykolwiek prawdziwych wakacji, więc był czas na zajęcia sportowe, małe wygłupy, dużo uśmiechu, czas zabaw, gier i quizy. Dzieci nie chciały wracać do domu, ostatniego dnia przygotowaliśmy przedszkole na oficjalne otwarcie i odbyło się wielkie sprzątanie. Radości nie było końca. Teraz nie mam już wątpliwości: jestem w domu, jestem u siebie.
Buty na wagę złota
Wstaję rano. Śpiew ptaków i palące słońce dodają motywacji, by otworzyć oczy. Mam w okolicy chłopca, którym się opiekuję. Pomagam odrabiać lekcje, wysyłam do szkoły, zwykła troska. Kwesi ma 9 lat, jest zdolny, ale leniwy, wykorzystuje więc każdą okazję, by zamiast przysiąść nad książkami, rozrabiać z kolegami. Dzieci wstają tu bardzo wcześnie, by pomóc rodzicom w porządkach bądź zatroszczyć się o resztę rodzeństwa. Ostatnio rozmawialiśmy o tym, dlaczego tak ważna jest szkoła. Chłopiec wciąż ma spore problemy z czytaniem i pisaniem. Każde dziecko w rodzinie (Kwesi ma pięcioro rodzeństwa) ma po jednej parze butów – bez butów nauczyciele nie wpuszczają do szkoły. Staliśmy już gotowi do wyjścia w mundurku i ze spakowanym plecakiem, ale w dziwnych okolicznościach buty zaginęły… Przeszukaliśmy cały pokój i jak kamień w wodę, butów nie ma. To nie problem kupić nowe buty, dać na czesne. Oczywiście rozwiąże to problem na dziś, na teraz, ale oznacza to też, że jutro pod moim domem będę miała tuzin dzieci z wyciągniętymi rękoma, które proszą o to samo i co wtedy zrobię?
Królowa rozwoju
Dostałam również nieoczekiwane zaproszenie na spotkanie z Królem i Królową wioski. Rozmawialiśmy o tym, co możemy zrobić, by przedszkole funkcjonowało lepiej; jak wesprzeć wioskę w ich działaniach oraz czym jest projekt polskiej pomocy. Królowa obiecała wspierać mnie wszelkimi siłami.
Władze wioski chcąc uhonorować moją pracę i zaangażowanie postanowiły odznaczyć mnie tytułem „Królowej rozwoju i opiekunką dzieci w wiosce”. Przedszkole oficjalnie otwarte 28 grudnia 2013 roku nosi imię Janusza Korczaka i od lutego 2014 r. uczęszcza do niego ponad 100 dzieci. Zobaczymy, czy uda mi się zrealizować ideały Korczaka w sercu Afryki. Sama jestem nauczycielem i pedagogiem, a on jest dla mnie ideałem pedagogicznym, który staram się naśladować.
Monika Kaczmarzyk
Od 1 sierpnia do 31 grudnia br. Caritas Polska realizuje działania w ramach projektu edukacyjnego w niewielkiej ghańskiej wiosce Duadze w Regionie Centralnym, niedaleko Mankessim. Projekt jest współfinansowany w ramach polskiej współpracy rozwojowej przez MSZ RP.Celem działań jest wyrównanie szans edukacyjnych dzieci z terenów wiejskich, poprzez poprawę dostępu do edukacji formalnej, terapię pedagogiczną, zajęcia animacyjne oraz zajęcia uświadamiające dla matek w zakresie higieny i profilaktyki chorób zakaźnych oraz malarii.