Sobotnie popołudnie w Ammanie to czas, w którym większość osób stara się wykorzystać ostatnie godziny weekendu (w świecie arabskim dni wolne to piątek i sobota). Wspaniała pogoda i delikatne słońce zachęcają do odpoczynku czy spotkania z przyjaciółmi. My jednak mamy inne plany – spotkać się z Zahirem, syryjskim uchodźcą korzystającym ze wsparcia jednego z centrów pomocy Caritas. To kolejne spotkanie z uchodźcami, w którym przedstawiciele Caritas Polska i Caritas Jordania rozmawiają z nimi o ich sytuacji, problemach i marzeniach. Jak się zaraz okaże, nie będzie ono takie jak dotychczas i karze zweryfikować to, co do tej pory usłyszeliśmy.
W oczekiwaniu na naszego rozmówcę siedzimy w zacienionym ogrodzie, chroniąc się od słońca. Nagle rozlega się dźwięk telefonu – to Zahir – bardzo przeprasza, że się spóźni, ale na piechotę przedziera się przez zatłoczone miasto wraz ze swoimi córkami. Zapewnia, że będzie za 5 minut. Na naszych twarzach pojawia się zdziwienie, bo w świecie arabskim czas płynie zdecydowanie wolniej i nikt nie tłumaczy się z o wiele poważniejszych spóźnień.
Po chwili w drzwiach Centrum Caritas pojawia się mężczyzna z trzema uroczymi córkami, ponownie gorąco przeprasza za spóźnienie i wita się z każdym z osobna. Dziewczynki są wyraźnie speszone, trzymają się blisko ojca, nie wiedzą jak zareagować, unikają kontaktu wzrokowego. Najodważniejsza jest 7-letnia Lin. Szybko rozgląda się po ogrodzie, przygląda się nam, powoli na jej twarzy pojawia się delikatny uśmiech.
Zaczynamy rozmowę standardowo, Zahir przedstawia siebie i swoje dzieci, opowiada o sytuacji w rodzinnym Homs, o powodach wyjazdu z Syrii. Jest zdecydowany, gotowy do podzielenia się swoimi przeżyciami. Opowiada o tym, jak po przyjeździe do Ammanu zaczął pracować, a jego żona zostawała w domu z córkami, jak nie zauważył i nie chciał do siebie dopuścić informacji, że gdy on jest w pracy jego żonę odwiedza inny mężczyzna. W końcu opowiada o rozstaniu z żoną, o tym jak oznajmia, że nie chce tak żyć i zostawia go z dziewczynkami dla młodszego i zamożniejszego Jordańczyka.
Z zachowania Zahira można wywnioskować, że chyba pogodził się z taką sytuacją, mimo iż nadal jest ona bardzo bolesna. Jego zachowanie zmienia się jednak, gdy zaczyna opowiadać o córkach. Przytula najmłodszą Lin i przysuwa do siebie 8-letnią Ayę i 9-letnią Rafif. Mówi jak razem się bawili po opuszczeniu domu przez matkę, jak mocno się starał ją zastąpić, być zarówno ojcem i matką, mimo że nie wie, jak to zrobić. Nie wie, jak ma z nimi rozmawiać, gdy będą nastolatkami i zaczną dojrzewać.
W pewnym momencie w jego oczach pojawiają się łzy, a głos zaczyna się łamać. Mocno przytula swe córki i opowiada o historii sprzed kilku lat. Pewnego dnia, będąc w domu z dziewczynkami, wypadł mu dysk i nie mógł wstać, poruszał się na czworakach. Jego córki nie wiedziały co się dzieje i myślały, że to taka zabawa. Zahir obawia się, że sytuacja może się powtórzyć, że nie ma nikogo, kto w razie potrzeby zaopiekuje się jego dziećmi. Jego głos ponownie się łamie, gdy wspomina o marzeniach córek. Wszystkie chcą być w przyszłości lekarzami i pomagać innym. Ich marzenia wynikają z traumatycznych przeżyć, z cierpienia jakie widziały i jakiemu chcą zapobiegać.
Na koniec Zahir mówi o swojej przyszłości. Jest „złotą rączką”, chętnie podejmuje wszelkie prace, lecz z uwagi na konieczność opieki nad córkami nie może podjąć pracy na pełen etat. Starał się również nawiązać relacje i w przyszłości ponownie ożenić, by dziewczynki miały matkę. Jednak – jak sam zauważa – nikt nie zdecyduje się na związek z 46-letnim mężczyzną samotnie wychowującym trójkę dzieci i niemającym swojego mieszkania i stałej pracy. Nie wie co stanie się w przyszłości, której tak bardzo się obawia.
Historia Zahira nie jest taka jak inne. Jego sytuacja jest wyjątkowo trudna, bo w Jordanii wspiera się przede wszystkim samotne matki, a mężczyzna powinien samodzielnie zadbać o rodzinę. Nie wpisuje się on również w kanon historii pokazywanych w zachodnich mediach bazujących na cierpieniu dzieci lub kreujących negatywny obraz uchodźców. Zahir nie wykorzystuje swej trudnej sytuacji, by uzyskać większą pomoc. Chce pracować, by zapewnić byt swoim córkom, by ich marzenia były dziecięcymi marzeniami, a nie efektem bolesnych przeżyć. Jak sam mówi jest nikim i nie ma nic… „Jestem jedynie mostem do przyszłości moich córek”.
Projekt „Wsparcie uchodźców syryjskich i najuboższych Jordańczyków w zakresie schronienia” jest współfinansowany w ramach programu polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.
Dominik Wach
Artykuł po raz pierwszy ukazał się na blogu o Bliskim Wschodzie.