Program „Damy radę!” prowadzony jest przez Caritas Polska od ośmiu lat. W tym roku pierwszy raz w jego historii dołączyła do niego kobieta. A właściwie to dwie, ponieważ Sylwia jest w ciąży. I wiemy już, że pod sercem nosi dziewczynkę. Z Sylwią i Tomkiem, uczestnikami programu, o uzależnieniu, bezdomności, a także nadziei i sile płynącej z pomagania rozmawia Małgorzata Przybysz, specjalista ds. socjalnych w Caritas Polska.
Sylwio, do programu „Damy radę!” trafiłaś zgłaszając się pod alarmowy numer telefonu, który uruchomiliśmy zimą dla osób w kryzysie bezdomności, objętych pomocą w ramach akcji „Trochę ciepła dla bezdomnego”.
Sylwia: Tak, byłam w dramatycznej sytuacji i już naprawdę nie wiedziałam, co zrobić. Była zima, a ja mieszkałam nielegalnie w lokalu, z którego miałam trafić na ulicę. Nie miałam też żadnych pieniędzy. Mój znajomy, który doświadczył bezdomności, dał mi wizytówkę Caritas. Zadzwoniłam i okazało się, że szybko mogłam liczyć na pomoc. Krok po kroku dostałam wskazówki, co mam robić, gdzie się zgłosić. Najpierw trafiłam do Ośrodka Interwencji Kryzysowej, a tydzień temu przeprowadziłam się do Domu Samotnej Matki.
Tomku, chyba miałeś trochę łatwiej niż Sylwia, ponieważ to pracownicy programu zaprosili Cię do udziału w programie?
Tomek: Tak, ludzie z „Damy radę!” przyszli na wizytę zapoznawczą do Monaru w Głoskowie akurat w czasie, kiedy ja byłem tam na terapii. Oferta programu bardzo mnie zainteresowała, bo dobrze wiedziałem, że po wyjściu z ośrodka będę zagubiony, samotny, a grupa wsparcia, jaką znajdę w „Damy radę!”, może mi pomóc. I tak też się stało. Program mobilizuje mnie bardzo do pracy nad sobą, do systematyczności. Mogę liczyć na wsparcie w rozwiązywaniu trudności, ale też w utrzymaniu samodyscypliny. Ze swoich postępów w działaniu rozliczam się w ramach spotkań cotygodniowych, ale bardzo dużo dają mi też konsultacje indywidualne. Pracuję przy maszynach numerycznych. W październiku podjąłem kolejne wyzwanie – rozpocząłem studia na Politechnice Warszawskiej, na kierunku elektrotechnika.
Oboje macie doświadczenia związane z używaniem substancji psychoaktywnych. Jak to się zaczęło i jak wpłynęło na Wasze życie?
S.: Wydaje mi się, że moje problemy zaczęły się w wieku dojrzewania, chociaż nie wiążę tego z tym, że zostałam wychowana w rodzinie zastępczej. Przybrani rodzice starali się zapewnić mi dobre warunki. Mnie jednak ciągnęło do tych gorszych środowisk, papierosów, alkoholu. Nie chciałam się uczyć. Związałam się chłopakiem, który pochodzi z rodziny alkoholowej, wychowywał się w domu dziecka, a później trafiał do różnych ośrodków, do poprawczaka, a wreszcie do więzienia. Gdy miałam 23 lata, urodziła nam się córka. Nie mogliśmy za bardzo liczyć na czyjąkolwiek pomoc, tułaliśmy się po wynajętych mieszkaniach. Ostatecznie, gdy groziła nam bezdomność, przyjęli nas pod swój dach moi rodzice. Nasza niedojrzałość wtedy doprowadziła do kolejnego dramatu – rodzice wyrzucili nas z domu i uniemożliwili nam kontakt z naszą córką.
Po tym wszystkim całkiem się załamałaś…
S.: Tak, nie miałam już barier, rozpłynęłam się w narkotykach i alkoholu. Dopiero gdy mój stan zdrowia tak się pogorszył, że stanęłam przed wyborem: albo skończę z używkami, albo umrę, powiedziałam sobie dość. Teraz marzę o odzyskaniu naszej córeczki. Wiem, że naprawienie tego wszystkiego zajmie jeszcze dużo czasu. Cierpliwie poukładam wszystko w życiu.
A Twoja historia Tomku?
T.: Używki w moim życiu też pojawiły się, gdy byłem nastolatkiem. W domu nie było jakoś alkoholowo czy biednie, ale czułem się tam źle. Uciekałem więc w złe towarzystwo. By czuć się pewnie, sięgnąłem najpierw po alkohol, a później przyszedł czas na marihuanę i inne narkotyki. W wieku 20 lat byłem już w tak złym stanie, że podjąłem pierwszą i – jak się okazało – nie ostatnią terapię. Po jej odbyciu w niedługim czasie wróciłem do brania i picia. Nie umiałem poradzić sobie w normalnym życiu, przerastały mnie zwykłe relacje z ludźmi. Wiem, że zabrakło mi takiego wsparcia, jakie mam teraz. Byłem nietrzeźwy przez następnych kilka lat.
Sporo tych lat spędziłeś za granicą…
T.: Tak, wyjechałem do Hiszpanii, gdzie żyłem przez kilka lat na ulicy. Zresztą tam jest sprzyjający klimat, więc wiele osób tak żyje. Wśród nich wielu naszych rodaków. Utrzymywałem się z grania na gitarze, kuglarstwa. Pod koniec byłem już tak zmęczony, że nie chciało mi się żyć. Ostatkiem sił udało mi się wrócić do Polski i podjąć terapię.
Teraz angażujesz się w różne społeczne akcje organizowane przez Caritas. Dlaczego?
T.: Lubię uczestniczyć w akcjach pomagania innym. Zbierałem żywność, pomagałem w akcji „Trochę ciepła dla bezdomnego”. Pomagając innym odwdzięczam się za pomoc, którą sam otrzymałem, mam poczucie, że jestem potrzebny. To daje siłę i radość. Gdy skończy się pandemia, będę też prowadził zajęcia muzyczne dla dzieci z ubogich domów na warszawskiej Pradze. Czekam na to
z niecierpliwością.
Sylwio, jakie są Twoje plany na przyszłość?
S.: Przede wszystkim zapewnienie domu dzieciom. Pomału przygotowuję się do przyjścia na świat córeczki. Bardzo tęsknię też za pierwszą córką. Czuję, że dojrzewam do roli mamy, że mam też osoby, na które mogę liczyć, które mobilizują mnie do zmiany siebie, nauki życia, wzięcia odpowiedzialności za siebie i moje dzieci. Liczę też, że mój partner dojrzeje do roli ojca, chociaż ma bardzo złe wzorce i też wymaga wsparcia z zewnątrz. Z pomocą pracowników „Damy radę!” będę się strać o mieszkanie. W ramach naszych cotygodniowych spotkań dostaję nie tylko wskazówki do działania, ale też nadzieję na dobrą przyszłość dla mojej rodziny.
Program wychodzenia z bezdomności „Damy radę!” realizowany jest dzięki ofiarności darczyńców. Jeśli chcesz pomóc, możesz dokonać wpłaty na konto: Bank Millennium S.A. PL 77 1160 2202 0000 0000 3436 4384 (z dopiskiem Damy Radę).
„Damy radę!” to pogram wychodzenia z bezdomności i uzależnień, który prowadzony jest przez Caritas Polska od 2013 r. Jego uczestnicy to osoby młode, które nie są w stanie same wyjść na prostą, potrzebują wsparcia. Do niedawna byli to wyłącznie mężczyźni, którzy znaleźli się na ulicy z różnych przyczyn, także ci, którzy odbyli karę pozbawienia wolności. Teraz do programu przyjmowane są także kobiety. Wszyscy uczestnicy programu otrzymują fachowe wsparcie psychologiczne oraz wsparcie grupy, możliwość uczestnictwa w zajęciach terapeutycznych i integracyjnych, a także pomoc w uzyskaniu mieszkania, przygotowaniu do zawodu, a nawet podjęciu studiów. Wielu z nich rozpoczyna nowe, odpowiedzialne i wolne od nałogów życie, a także dobrowolnie włącza się w pomoc innym, mając głęboką potrzebę przekazania dobra, które kiedyś do nich trafiło.
Tekst ukazał się w Kwartalniku Caritas. Fot. Pixabay.com