Zapraszamy do lektury marcowego wydania kwartalnika Caritas. W tym wydaniu prezentujemy podsumowanie ubiegłorocznych działań Caritas Polska i 10 najważniejszych przedsięwzięć. Osobne strony poświęcamy podsumowaniu działań pomocowych w Syrii. Pozostając w odległych rejonach świata, wraz z wolontariuszką, udajemy się do Tanzanii – wraz z nią poznajemy sytuację małych Tanzańczyków.
W relacji „Trzy miesiące nad Jeziorem Wiktorii” Katarzyny Woźniak, wolontariuszki Caritas, czytamy:
Już długo przed wyjazdem do Afryki wiedziałam, że bardzo ważne jest, aby w działaniu w tak odległych krajach, opierać się na doświadczonych organizacjach i zaufanych pracownikach. Tanzania, podobnie jak inne kraje rozwijające się, mierzy się ze zjawiskiem tak zwanej wolonturystyki. Niestety wiele osób lubiących podróżować do odległych miejsc, decyduje się na różnego rodzaju wolontariaty, oferowane często przez amatorskie organizacje czy agencje. Zdarza się, że ludzie mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Mimo dobrych chęci często brakuje im kompetencji, a przede wszystkim odpowiednich mentorów, przez co nie są oni w stanie poradzić sobie z codziennością. Dzieci, zafascynowane kulturą Zachodu, którą reprezentują wolontariusze, przeżywają ciągłe ich przyjazdy i odjazdy. Zachód jest dla nich bardzo kuszący, ale przede wszystkim nieosiągalny.
Nie pozostajemy także obojętni na największy kryzys humanitarny, jaki dotknął Jemen i Dżibuti. Sytuacja zdrowotna Jemeńczyków jest niezwykle trudna. W kraju od lat ogarniętym wojną, panuje ogromne niedożywienie, jest problem z wodą pitną, a bombardowania nie oszczędzają nawet szpitali. W tych warunkach wśród wielu chorób rozwija się przede wszystkim cholera; chorują nawet 2-miesięczne niemowlęta. Wraz z uchodźcami z Jemenu do Dżibuti docierają ich problemy medyczne. Przyglądamy się tym problemom w artykule Karoliny Matałowskiej z Caritas Polska pt. „Cierpienie z bliska”:
Skręcamy w boczną uliczkę, a raczej fragment piaskowego duktu. Każdy nasz krok unosi do góry pył typowy dla afrykańskiej ziemi. W zagłębieniach zalega brudne błoto i śmieci. Południowe słońce zdaje się nie mieć litości. Pod płotem i w cieniu drzewa chroni się grupa dzieci ubranych w kolorowe kawałki materiału, które dawno temu mogły stanowić ubranie. Większość jest boso. Co jakiś czas otwiera się brama, do której wszystkie się garną. Za tą bramą jest kawałek innego, bezpieczniejszego świata. To tam dostaną coś do jedzenia. Tam mają zajęcia szkolne, mogą zagrać „w kosza”, pobawić się z udomowionym kozłem, który zachowuje się prawie jak pies. Tam wreszcie mogą skorzystać z jakże niezbędnej opieki medycznej. To miejsce to siedziba Caritas.
W klinice służy około 80 wolontariuszy, którzy wykorzystują swój wolny czas, aby nieść pomoc najbiedniejszym z biednych. To oni leczą malarię, astmę, gruźlicę, ale też trudno gojące się rany czy choroby skóry, o które nietrudno przy praktycznie zerowej higienie.
Najnowsze wydanie kwartalnika, to wydanie przedświąteczne, dlatego też nie mogło zabraknąć tematu Wielkanocy. Udajemy się więc w podróż do Sri Lanki i na Syberię, by zobaczyć, jak tam obchodzi się najważniejsze święta w Kościele katolickim. Z artykułu „Sri Lanka. Pan zmartwychwstał w Nowy Rok” dowiemy się, jak chrześcijanie świętują na innym kontynencie:
Sri Lanka liczy 22 mln mieszkańców, z czego tyko 7,4% stanowią chrześcijanie. Wśród chrześcijan większość to katolicy. O tym, jak przeżywają Wielki Tydzień i świętują Zmartwychwstanie Pańskie, opowiada ks. Mahendra Gunatilleke, dyrektor Caritas Sri Lanka
Według tradycji w Niedzielę Palmową wierni przynoszą do kościoła młode liście palmy, które zrywają z drzew kokosowych. Podczas Mszy świętej księża święcą liście, z których potem mieszkańcy Sri Lanki robią krzyże. Krzyże te są bardzo ważnym elementem tradycji – ludzie trzymają je przy wejściu, w pobliżu okien lub w najważniejszym pomieszczeniu, ponieważ wierzą, że ochronią ich domy i ich samych przez działaniem złych duchów przez cały rok, aż do Środy Popielcowej. Za rok przynoszą je do kościoła i palą, a popiołem ze spalonych krzyży posypują głowy. Na znak tego, że człowiek powstał z prochu i w proch się obróci.
Jeśli Wielkanoc przypada w kwietniu, zbiega się z obchodami Nowego Roku, które mogą trwać nawet tydzień. W tym czasie na Sri Lance mają miejsce różne wydarzenia kulturalne, świętuje się też udane zbiory. Jest to święto państwowe obchodzone przez wszystkich mieszkańców Sri Lanki. W Nowy Rok kończy się też pierwszy semestr nauki i rozpoczyna okres wakacji, w czasie których szkoły są zamknięte przez dwa do trzech tygodni. Dla dzieci i dorosłych to bardzo radosny okres. Nawet pogoda wydaje się świętować, bo kwiecień to jeden z najpiękniejszych miesięcy na Sri Lance. Wieczorami pada przelotny deszcz, co jest dla mieszkańców prawdziwym błogosławieństwem po okresie suszy panującej od stycznia do marca.
Szczególnie zachęcamy do lektury tej części kwartalnika, w której poruszamy ważne tematy związane z sytuacją cierpiących i potrzebujących w Polsce. W tym numerze zachęcamy przede wszystkim do przeczytania wywiadów z wyjątkowymi osobami posługującymi w hospicjach. Dzięki ich świadectwu każdy może przekroczyć barierę lęku i obaw przed kontaktem z osobami chorymi i umierającymi. Wbrew pozorom jest to także drogowskaz do pokonania lęku przed własnym odchodzeniem i prawdziwe światło nadziei. w wywiadzie „Dotykając tajemnicy. Praca i życie w hospicjum widziane z dwóch perspektyw” o swojej pracy opowiada m.in. Jakub, fizjoterapeuta z kieleckiego hospicjum:
Każdy człowiek ma swoją godność i należy o tę godność walczyć. Do pacjentów, z którymi nie ma kontaktu, dużo mówię, bo przekonałem się, że oni mnie słyszą, choć nie dają tego jasno do zrozumienia. Pracowałem kiedyś z pacjentem po próbie samobójczej. Adam postrzelił się w głowę z pistoletu, ale przeżył. Przez ponad dwa lata leżał u nas w hospicjum. Był w stanie bardzo ciężkim i wydawało się, że nic do niego nie dociera. Nie był w stanie się poruszać, mówić. Ja zajmowałem się jego rehabilitacją, robiłem wszystko, żeby nie doszło do przykurczów i deformacji kostno-stawowych, żeby nie było obrzęków i odleżyn. Leżał w sali sam, a ponieważ ja nie lubię siedzieć cicho, to mówiłem do niego. Przez pierwszych kilka tygodni nie było reakcji na jego twarzy. Dopiero kiedy przyszedłem po tygodniowym urlopie, zorientowałem się, że Adam mnie pamięta. Kiedy wszedłem do sali, powiedziałem: „Cześć Adam!”, a wtedy na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Potem okazało się, że Adam potrafił manifestować swoje niezadowolenie – na przykład dawał znać, że nie chce dziś rehabilitacji – płakał, mocno spinał mięśnie. Można to nazwać niekontrolowanym napięciem mięśniowym, ale pamiętam wyraz twarzy Adama i wiem, że w ten sposób się ze mną komunikował. W takie dni sadzałem go na wózek i wychodziłem na słońce, a wtedy na jego twarzy często pojawiał się uśmiech.
W tym wydaniu kwartalnika zastanawiamy się także nad sposobami pomocy bezdomnym. Tej zimy wielokrotnie wyruszał do nich Uliczny Patrol Medyczny. „Ta robota ma sens. Uliczny Patrol Medyczny” to tytuł artykułu zainspirowany słowami jednego z wolontariuszy:
„Pozwólcie mi tu umrzeć, czemu się tak upieracie?”. To słowa jednego z bezdomnych, którego ratownicy Ulicznego Patrolu Medycznego znaleźli z ciężkimi odmrożeniami w jakimś pustostanie. Udało się go w końcu przewieźć do szpitala. – Ta robota ma sens – mówi ratownik z warszawskiej Straży Miejskiej młodszy inspektor Ireneusz Krawczyk. – Nagrodą dla nas był uśmiech tego człowieka, gdy go wynosiliśmy.
Dodajmy, że to nie jest praca dla każdego medyka, nawet nie dla każdego ratownika medycznego. Tu, oprócz gotowości do zmierzenia się z wszelkimi możliwymi schorzeniami, zainfekowanymi i toczonymi przez robactwo ranami, niechęcią, brakiem higieny, potrzebna jest szczególna wrażliwość, a zarazem odporność na różne stany ludzkiego losu i upokorzenia. Żeby komuś pomóc trzeba się do niego zbliżyć. Mimo wszystko. Robi to Uliczny Patrol Medyczny – bez względu na pogodę, a nawet na brak gotowości ze strony chorego. Żyjący w złych warunkach higienicznych, w upokorzeniu i zagubieniu człowiek, często sam nie pójdzie szukać pomocy medycznej. Zwykle również nie wie, gdzie jej szukać.
Kwartalnik porusza także problemy osób osadzonych w więzieniach, których los staje się najbardziej dramatyczny w momencie opuszczania zakładu karnego. Ich także często dotyczy problem braku środków do życia i braku mieszkania. W wydaniu marcowym poznajemy nasze i amerykańskie sposoby na wychodzenie z bezdomności, zachęcamy do lektury artykułu Ryszarda Romaniuka „Tak pomagają bezdomnym i uzależnionym za oceanem”:
Co łączy USA – najpotężniejszą gospodarkę na świecie – z Polską i innymi krajami europejskimi? Wszędzie znajdziemy ludzi bezdomnych, samotnych i zagubionych. Problem ten sam, ale modele pomocy różne […].
Bezdomny może być każdy. Ja i ty. W wyniku powodzi, trzęsienia ziemi, pożaru. To nie musi być nasza wina. Choroba psychiczna też nie jest naszą winą. To, że rodzice wyrzucili młodego geja z domu, to też nie jego wina. To, że kobieta uciekła od mężczyzny, który ją bił, też nie jest jej winą. To, że gracz przegrał wszystko i nigdy nie będzie mógł spłacić swoich długów… uzależnienie to też choroba […].
Kobieta wiedziała, że jak mąż wraca późno, to będzie pijany. Bała się. Już nie mogła wytrzymać. Bała się krzyków, bicia i przerażonego wzroku swoich dzieci. Ubrała małych, siebie i wyszła. Schowają się na dworcu. I tak nigdzie nie pojadą. Nie mają dokąd.
Mężczyzna mieszkał z matką. Miała już 85 lat. Żyli z jej renty. Matka umarła. Mężczyzna nie miał czym zapłacić za mieszkanie. Nigdy nie pracował. Matka zawsze krzyczała, ale zajmowała się synem. Teraz stracił mieszkanie.
Chory psychicznie oskarżał rodzinę, że żyją w grzechu. Anioł mówił mu, że ma ich opuścić, nie brać od nich pieniędzy ani jedzenia. Mogą go otruć. W barze mlecznym czekał, aż ktoś odstawi talerz z jedzeniem. Skoro ten ktoś jadł, to takie jedzenie nie mogło być zatrute. Można było dokończyć. Bar zamykali wcześnie. Nie wiedział, dokąd pójść na noc spać.
W więzieniu obiecywał sobie, że już nigdy nie weźmie heroiny. Miał wspaniały plan – zostać dobrym ojcem. Mężem już nie mógł. Znalazła sobie innego. I tak długo wytrzymała. Ale dzieci pamiętają o nim. Czasami rozmawia z nimi. W dniu wyjścia z więzienia przedawkował. Dzieci odwiedziły go w szpitalu, ale żadne nie zaprosiło do domu.
Jest wiele dróg do bezdomności. Ale na końcu jest zawsze to samo: nie ma gdzie wrócić. Nie ma miejsca, które można nazwać domem. Gdy ja czy ty stracimy pracę, pożyczymy pieniądze na utrzymanie. Sprzedamy, co się da. A gdy już stracimy mieszkanie, pójdziemy do rodziny, sąsiadów albo do przyjaciół. Wystarczy kilka telefonów.
Gdy pieniędzy nie ma długo, zaczynają się problemy. Rodzina przeprasza, ale dłużej tak nie można. Przyjaciel się żeni i prosi o opuszczenie mieszkania. Sąsiad zaczyna wypominać wszystkie nieprzyjemne sytuacje. Mają nas dosyć. Musimy się wyprowadzić. To już trzecia wyprowadzka w tym roku. Telefon nie odpowiada.
Bezdomnych jest dużo, ale każdy jest inny. Historia życia każdego z nich jest inna. To historie, które nagle kończą się bezdomnością. Bezdomnością w stolicy, w małym mieście czy na wsi. Bezdomnością mężczyzny albo kobiety. Albo kobiety z dziećmi. Albo młodzieży.
W kwartalniku nie omijamy także najważniejszych wydarzeń w Kościele. W ciekawej relacji, w dużej mierze opierającej się na zdjęciach przedstawicieli Caritas Polska, dokumentujemy Światowe Dni Młodzieży. Z kolei na naszych „czerwonych” stronach prezentujemy wydarzenia diecezjalne, które składają się na wielkie dzieło miłosierdzia Caritas.
Cały kwartalnik dostępny jest na www.e.caritas.pl: oraz w aplikacji Publico24 Newsstand.