Dzięki międzynarodowemu wsparciu i ogromnej solidarności mieszkańców Bejrut podnosi się po ciosie, jakim była eksplozja chemikaliów w miejscowym porcie, do której doszło 4 sierpnia. Caritas zebrała dotąd na pomoc dla Bejrutu ponad 3,6 mln zł*. O tym, jak wygląda życie w zniszczonym mieście, na co zostaną przeznaczone wpłaty polskich darczyńców i ile może potrwać odbudowa – mówi Anna Pilaszek, wysłanniczka Caritas Polska do Bejrutu.
We wszystkich relacjach z Bejrutu podkreśla się ogromną skalę zniszczeń – jak te spustoszenia, które spowodował wybuch chemikaliów z 4 sierpnia, wpływają na codzienne życie ludzi? Gdzie mieszkańcy Bejrutu robią zakupy, czy mogą korzystać z opieki lekarskiej, a przede wszystkim – gdzie mieszkają? Szacunki mówią o 300 tys. osób pozbawionych dachu nad głową, co się dzieje z tymi ludźmi?
Ich problemy są jak najbardziej realne i dotyczą właśnie codziennego życia – począwszy od braku żywności, przez brak ubrań, lekarstw, po dające o sobie znać po pewnym czasie skutki wybuchu dla ich zdrowia. Jest sporo osób, które zostały ranne podczas eksplozji, ale uznały, że ich stan pozwala na dalsze funkcjonowanie bez opieki lekarskiej. Po dwóch tygodniach okazuje się jednak, że ich obrażenia były poważniejsze, niż im się z początku wydawało i ci ludzie pojawiają się w punktach medycznych prowadzonych m.in. przez Caritas Liban. A tymczasem działa zaledwie połowa placówek medycznych. Jeśli chodzi o warunki bytowe, to część osób, które w wyniku eksplozji straciły dach nad głową wyjechała, do rodzin poza miastem. Są też tacy, którzy nie mają takiej możliwości, albo po prostu nie chcą opuścić swoich domów (np. osoby starsze), bo czują się z nimi bardzo związani – oni zostali w swoich miejscach zamieszkania, mimo że wiąże się to z zagrożeniem dla ich życia. Część ludzi mieszka w udostępnionych hotelach – o sezonie turystycznym nie ma bowiem mowy, także ze względu na koronawirusa. Sporo osób korzysta też z pomocy organizacji pozarządowych, które udostępniają miejsca w swoich placówkach i różnego typu schroniskach. Trzeba również powiedzieć o pomocy oferowanej poszkodowanym przez samych Libańczyków, którzy po eksplozji okazali ogromną solidarność: powstały platformy internetowe, na których ludzie zamieszczają ogłoszenia o noclegach.
A co z codziennym zaopatrzeniem? Mieszkańcy Bejrutu mogą zaopatrywać się w potrzebne im produkty, czy są skazani na pomoc humanitarną?
Z uwagi na kryzys ekonomiczny i hiperinflację, z którymi zmaga się Liban, ceny żywności bardzo poszły w górę, nawet dwukrotnie; maleje też ilość towarów dostępnych na rynku – w sklepach, czy na targach, bądź w restauracjach – do tego stopnia, że na przykład dania przygotowywane na bazie niektórych produktów są oferowane tylko w wybrane dni. Przed wybuchem z 4 sierpnia gospodarka żywnościowa Libanu opierała się w 80 proc. na imporcie, a sektor rolnictwa generował jedynie 3% PKB. Zniszczenia spowodowane eksplozją w porcie objęły nie tylko silosy zbożowe, ale także terminale przeładunkowe. Import żywności został w dużej mierze wstrzymany, a skutki dotknęły nie tyko Libańczyków, ale również mieszkańców ogarniętej wojną domową Syrii, którzy zdecydowali się pozostać w swoim kraju. Przez port w Libanie przechodziło bowiem ok. 85 proc. pomocy humanitarnej dla Syrii. Obecnie blisko 11 mln Syryjczyków, którzy polegali na pomocy humanitarnej, nie ma do niej dostępu albo ma do niej bardzo utrudniony dostęp.
W pierwszym momencie pomoc miała charakter doraźny – opatrywanie ran, rozdawanie wody i żywności. Czy te podstawowe potrzeby zostały już zaspokojone? Czy pomoc zmienia już swój charakter?
Oczywiście są osoby, które utraciły dach nad głową i możliwość zarobkowania, w związku z czym nadal korzystają z żywności dostarczanej przez organizacje humanitarne, ale już na przykład w zakresie pomocy medycznej priorytety się zmieniają. Pierwsza pomoc była udzielana poszkodowanym zaraz po katastrofie; dziś – wyłączając przypadki, o których wspominałam wcześniej – interwencje chirurgiczne są potrzebne rzadziej, natomiast nie maleje zapotrzebowanie na wsparcie psychologiczne. Jest to też czas, kiedy organizacje zaczynają planować długofalowe działania pomocowe, zmierzające do odbudowania możliwości zarobkowych mieszkańców i oczywiście rekonstrukcji infrastruktury.
Apele o wsparcie dla Bejrutu spotkały się z dużym odzewem ze strony Polaków. Środki zebrane w Polsce, a wstępne dane mówią już o przeszło 3,6 mln zł*, zostaną przekazane Caritas Liban za pośrednictwem Caritas Polska. Na co będą przeznaczone?
W pierwszej kolejności uruchomimy pomoc gotówkową, która pozwoli osobom poszkodowanym w wyniku eksplozji wynająć mieszkania i odremontować budynki mieszkalne, a także zakupić potrzebne sprzęty gospodarstwa domowego; w drugiej będziemy się koncentrowali na przywróceniu ludziom możliwości zarobkowania. Jeśli ktoś przykładowo prowadził sklep, który w wyniku eksplozji uległ zniszczeniu, dzięki pomocy naszych darczyńców, będzie mógł go odremontować. Nasze wsparcie będzie polegało także na świadczeniu pomocy psychologicznej i medycznej. W pierwszych dniach po eksplozji Caritas Liban wysłała zespół psychologów do udzielania pomocy w namiotach w dzielnicach Mar Mikhael i Achrafieh. Zidentyfikowano osoby wymagające zaawansowanej opieki i ścisłej obserwacji, pomagano dzieciom, osobom starszym i pozostałym w celu zmniejszenia stresu pourazowego. Wsparcie psychologiczne będzie kontynuowane przez kolejne miesiące. Ponadto dzieci i dorośli potrzebujący pomocy medycznej będą mogli korzystać z usług świadczonych przez ośrodki podstawowej opieki zdrowotnej prowadzone przez Caritas Liban.
Jak reagują mieszkańcy Bejrutu na to, co się stało? Wiemy, że zmagali się z trudną sytuacją gospodarczą. Czy ten dodatkowy cios załamał ich, czy wyzwolił nową energię, solidarność społeczną? Jakie znaczenie ma w tym kontekście pomoc międzynarodowa – czy jej skala jest zauważalna dla Libańczyków?
Powiedziałabym, że pierwsze, czego doznali Libańczycy po tej katastrofie, to poczucie bezsilności. Bo rzeczywiście, był to kolejny cios, którego doświadczyli w ostatnim roku – Liban mierzy się z kryzysem gospodarczym porównywanym przez ekspertów do załamania gospodarki w Wenezueli, z jego dotkliwymi symptomami, takimi jak hiperinflacja, czy wysokie bezrobocie. Jest to skorelowane z bardzo trudną sytuacją polityczną – już w październiku ubiegłego roku na ulicach miały miejsce masowe protesty. Libańczycy domagali się zmian w rządzie, w administracji. Po eksplozji miała miejsce kolejna duża fala społecznych protestów. 10 sierpnia doszło do ustąpienia rządu i sytuacja jest bardzo niestabilna, tym większego znaczenia nabiera zatem zarówno solidarność, którą okazują sobie nawzajem sami Libańczycy, jak i pomoc międzynarodowa. W Bejrucie pojawiło się wiele lokalnych inicjatyw samopomocowych, ludzie zgłaszają się też do udziału w wolontariacie prowadzonym przez lokalne i zagraniczne organizacje humanitarne, których jest na miejscu naprawdę dużo. Skalę międzynarodowej pomocy widać doskonale, kiedy się wyjdzie na ulice miasta, gdzie można spotkać przedstawicieli organizacji, wolontariuszy i pracowników, z różnych stron świata. Pomagają nie tylko organizacje humanitarne, ale także ONZ i rządy poszczególnych krajów. Dla Libańczyków pomoc płynąca z zagranicy ma duże znaczenie, bo czują, że nie zostali pozostawieni sami sobie, ale patrząc na ich historię widzimy, że oni nigdy się nie załamywali – po żadnej katastrofie, po żadnej wojnie. Dlatego obserwując te piękne inicjatywy oddolnej samoorganizacji myślę, że są bardzo silni i nawet biorąc pod uwagę kumulację niekorzystnych czynników (wybuch, kryzys, pandemia koronawirusa), jestem przekonana, że uda im się odbudować gospodarkę i naprawić to, co uległo zniszczeniu po eksplozji.
W Polsce odnotowujemy wzrost liczby zachorowań na koronawirusa – a jak jest w Libanie? Czy skutki epidemii są dotkliwe i czy w ogóle ten temat pochłania uwagę mieszkańców, czy też schodzi na dalszy plan w obliczu innych problemów?
Wskaźnik zachorowań wzrastał już od początku lipca, kiedy zniesiono wcześniejszą blokadę i ponownie otwarto międzynarodowy port lotniczy w Bejrucie. Pod koniec czerwca w Libanie zarejestrowano 1778 przypadków. Od tego czasu liczba ta wzrosła ponad pięciokrotnie w ciągu siedmiu tygodni. Biorąc pod uwagę statystyki i to, że obecnie szpitale nie nadążają z przyjmowaniem pacjentów, 21 sierpnia zamknięto w Bejrucie m.in. centra handlowe, plaże, siłownie, centra kulturalne, restauracje, kawiarnie i bary. Ma to bardzo duży wpływ na funkcjonowanie gospodarki i sytuację samych bejrutczyków, którzy i tak muszą się mierzyć z niezwykle trudnymi warunkami życia, dlatego kwestia pandemii nie schodzi w Libanie na dalszy plan.
Akcje pomocowe często żyją krótko, a ich powodzenie zależy od zainteresowania mediów danym tematem. Jakie są perspektywy odbudowy Bejrutu – ile może ona potrwać, według miejscowych ocen?
Jeśli chodzi o odbudowę portu, to mówi się, że może ona potrwać kilka miesięcy. Odbudowa mieszkań, biur, budowli w dzielnicach przyportowych, zajmie więcej czasu – kilka lat. Ale infrastruktura to nie wszystko – ważna jest odbudowa gospodarki, a ta będzie zależała od rozwoju sytuacji w Libanie. Na pewno proces powrotu do normalności będzie długotrwały i dziękując za już udzieloną pomoc warto zaapelować o jej kontynuację – niezależnie od zainteresowania mediów aktualną sytuacją w Bejrucie.
*Do tej pory na pomoc Bejrutowi Caritas zebrała ponad 3,6 miliona złotych. Środki pochodzą z wpłat indywidualnych na konto Caritas Polska, oraz ze zbiórki przeprowadzonej 16 sierpnia w kościołach w całej Polsce. Środki ze zbiórki nadal jeszcze spływają i ostateczna kwota pomocy będzie na pewno jeszcze wyższa.
Jak wesprzeć mieszkańców Bejrutu?
- Dokonując wpłaty na stronie caritas.pl/bejrut
- Wpłacając dowolną kwotę na konto nr 77 1160 2202 0000 0000 3436 4384 (tytuł wpłaty: BEJRUT)
- Wysyłając SMS o treści BEJRUT pod numer 72052 (koszt 2,46 zł)