Miesiąc po tragicznej eksplozji w Bejrucie przypominamy fragmenty wypowiedzi mieszkańca dzielnicy portowej, psychologa i wolontariusza Caritas Liban. Już jutro do poszkodowanych dotrze samolot z transportem humanitarnym.
„Z powybijanych okien wyziera pustka. Mury są popękane, wiele budynków nie nadaje się do użytku […]. Caritas Liban ustawiła przy ulicach namioty, w których cały czas pracują wolontariusze i medycy. Mają pełne ręce roboty” – relacjonowała Anna Pilaszek, wysłanniczka Caritas Polska. Tak wyglądała sytuacja w Bejrucie w kilka dni po wybuchu. Dziś jest ona nadal trudna, dlatego Caritas Polska zdecydowała o zorganizowaniu transportu humanitarnego. Jak bardzo jest on potrzebny, przekonują mieszkańcy zrujnowanego miasta i ci, którzy niosą pomoc na miejscu.
Tony, mieszkaniec Bejrutu
Proszę opowiedzieć o sobie, jak długo pan tu mieszka…
Nazywam się Tony. Pochodzę z gór, teraz mieszkam tutaj. W momencie wybuchu na szczęście byłem poza domem, niedaleko, jakieś 5 minut drogi, bo mógłbym zginąć. Moja siostra do mnie zadzwoniła, kiedy w porcie już był pożar. Myśleliśmy, że to fajerwerki, bo widać było jakby lecące iskry w powietrzu. Rozmawiałem z nią jakieś 5 minut. Gdyby nie to, wróciłbym do domu chwilę wcześniej, a wówczas na pewno bym zginął. Wypadły wszystkie okna i zawaliły się meble. To cud, że żyję.
Jaka była pana pierwsza reakcja po wybuchu?
Po wyjściu z budynku, w którym się schowałem, zacząłem chodzić po okolicy i rozglądać się. Przeraził mnie ogrom zniszczeń. Pomyślałem, że to coś poważnego. Widziałem ludzi biegających po ulicy, niektórzy byli zakrwawieni, panował chaos. To było niewyobrażalne. Żelazna brama do naszego domu wypadła z zawiasów. Niedawno ją naprawialiśmy i była solidna. A potem wszedłem do domu i zobaczyłem tę katastrofę. Było pełno gruzu, wypadły framugi, jedno okno spadło na łóżko, reszta na podłogę…
Yara, psycholog z Caritas Liban
Jak ty, jako psycholog, opisujesz tę sytuację?
Do wielu osób jeszcze nie dotarło, co się właściwie stało. Sprzątają swoje domy, wiele osób cierpi z powodu utraty bliskich lub niepokoi się
o tych, którzy są w szpitalu. Jak tylko wyjdą z pierwszego szoku, okaże się, kto potrzebuje dalszej pomocy psychologicznej. Jestem pewna, że będzie wiele przypadków zespołu stresu pourazowego. Otworzyliśmy linię alarmową, na którą mogą dzwonić osoby potrzebujące rozmowy. Szok jeszcze towarzyszy ludziom, nie wiedzą, co mają robić, mogą nie myśleć logicznie, nie rozumieć. Tłumaczymy im, że to jest naturalna reakcja i staramy się być z nimi w tych trudnych chwilach.
Elias, wolontariusz Caritas Liban
Czym się obecnie zajmujecie?
Nazywam się Elias, w Caritas Liban jestem wolontariuszem od 3 lat. Obecnie zajmuję się sprzątaniem domów i dystrybucją leków. Jestem koordynatorem grupy i wysyłam wolontariuszy do zniszczonych domów i odbieram telefon alarmowy. Mamy listę mieszkań,
które ucierpiały w tej dzielnicy i codziennie sprawdzamy stan prac. Nie wszyscy mogą od razu wymienić okna, wówczas zakładamy w oknach przeźroczystą plandekę, a osoby, których mieszkania nie nadają się do użytku, kierujemy do tymczasowych schronień, pomagamy w przenoszeniu ich rzeczy.
Ile domostw dziennie odwiedzacie?
Już pierwszego dnia po wybuchu moja grupa odwiedziła 64 mieszkania, dziś jest już dziesiąty dzień.
Czy uważasz, że potrzebna jest pomocy z zagranicy?
Tak, jako społeczeństwo robimy, co możemy i staramy się pomagać sobie nawzajem, jednak brakuje nam środków, by wrócić do normalności.
fot. Mateusz Mularczyk, CACH, Caritas Polska
Przeczytaj Relację Anny Pilaszek z Bejrutu oraz wywiady z Tonym, Yarą i Eliasem w Kwartalniku Caritas (str.26-29)